KIlling me softly.

piątek, 23 marca 2012

#Rozdział czternasty.

-Cicho! Zaraz przecież wstanie! –usłyszałam głośny szept. ‘Emily?’
-Cierpliwość nie jest moją mocną stroną! –‘Sophie?’
-Zauważyłam…hej, gdzie idziesz?
-Do łazienki. Nic jej szybciej nie obudzi niż zimny prysznic. Bardzo zimny.
-Tylko spróbuj, a przerobię się na pudding! –wrzasnęłam przekopując kolejne warstwy pościeli. Przybrałam pozycję obronną i stojąc tak ugiętych nogach z rękami wyciągniętymi przed siebie rozejrzałam się po pokoju. ‘Ostatnio jak tu byłam to mogłam zobaczyć dywan. Dywanie, gdzie jesteś?!’ Podłoga całkowicie przykryta była ubraniami. Moimi ubraniami. Pomięte bluzki zwisające z otwartych na oścież szaf, buty zawieszone obcasami o metalową krawędź łóżka, duży, słomiany kapelusz zwisający z lampy tuż nad moją głową. ‘Boże, co za dzicz.’ Spojrzałam na dziewczyny. Uśmiechały się do siebie porozumiewawczo. ‘Coś tu nie gra…Brooke, tylko nie daj po sobie poznać, że nie wiesz, o co chodzi. Skup się!’ Zaczęłam badać wzrokiem każdą cząstkę ich ciała. Włosy, u Emily jak zwykle idealnie gładkie, Sophie zebrane w luźny kok tuż nad karkiem. Ramiona, bluzki, spodnie…bez zmian. ‘Co je tak bawi? Szczerzą te zęby jak głupie.’ Zerknęłam do lusterka. Odbicie przedstawiało zwyczajny poranny wygląd Brooke Nicole Parker. Może i miałam lekko rozczochrane włosy i ślad poduszki na lewym policzku, ale to chyba nie powód żeby dławić się własną śliną próbując zapanować nad żuchwą, prawda? ‘Chwila, który dzisiaj? To jakiś ważny dzień. O brawo, jak zwykle zapomniałaś.’
-Przypomnę Ci, koncert. Ten sam, o którym gadałaś przez ostatnie pół roku i ten sam, na którym będzie per Louis Tomlinson otoczony gronem wiernych fanek. –powiedziała Sophie, widząc moją, mówiąc delikatnie, niezdecydowaną minę. ‘No tak, umknęło mi.’
-Dobra, koncert, rozumiem, ale…to nie zmienia faktu, że nie wiem co tu robicie.
-Ty naprawdę jesteś taka tępa, czy tylko udajesz? –spytała Emily patrząc na mnie jakbym urodziła się wczoraj. –Lepiej nie odpowiadaj. Możemy sobie pójść, ale… nie jestem pewna czy chcesz tam iść ubrana w tę piękną i jakże uroczą różową piżamę.
-To taki nowy trend, prosto z wybiegów. –przybrałam pozę godną Anji Rubik. Teraz obie nie reagując na ten kiepski żart stały przede mną i czekały aż pozwolę im na pastwienie się nad moim wyglądem. –Bezguścia. –syknęłam i bezwładnie osunęłam się na kolana zakopując w fałdy atłasowej pościeli. Miękka nie okrywała mnie zbyt długo gdyż została brutalnie zrzucona na podłogę przez nazbyt bezpośrednią Emily. Jeśli o niej mowa…ostatnio dogadywałyśmy się coraz lepiej. Nie sądzę żeby zrezygnowała ze swojego irytująco wrednego charakteru, ale nie okazywała go aż tak wyraźnie. Wydaje mi się, że zaakceptowała mnie w jakimś stopniu i zaprzestała wojnę pt. „Robić wszystko, aby udowodnić, że Brooke Nicole Parker puka w dno od spodu”…’Albo jest doskonałą aktorką.’
-Dobra, koniec z tym leżeniem. Zjedz coś i bierzemy się do pracy. Dziś wieczór będziesz błyszczeć. –powiedziała Sophie rzucając do mnie duże opakowanie wiśniowego jogurtu.


Ciepły ranek w centrum Californii. Ruch nie jest duży, niekiedy tylko przejedzie pojedynczy samochód zostawiając za sobą smugi duszącego dymu. ¾ populacji śpi teraz spokojnie w swoich miłych, jasnych pokojach, a reszta marzy o śnie siedząc w ogromnych biurowcach zawładniętych przez wielkie korporacje.
Środkiem chodnika idzie piątka przyjaciół.
Przodem dwoje. Jeden z grzywką przysłaniającą oczy, ubrany w krótkie, zielone spodnie i białą koszulkę, która przylegając do ciała doskonale prezentuje jego mięśnie, rzuca się na drugiego ręką sięgając jego rozwianych wiatrem ciemnych loków. Wiedział, że to jego słaby punkt; ta obsesja na punkcie fryzury. Tylko w ten sposób mógł ukarać go za złośliwe uwagi dotyczące jego osoby. On też miał taki punkt, tamten zdając sobie z tego sprawę zręcznie wyplątując się z tego objęć złapał go tuż po żebrami i mocno uszczypnął. Wybrzmiał odgłos bólu pomieszany z radością. Radością, że ma jego – Harry’ego Edwarda Stylesa. On, Louis Tomlinson nie mógłby wyobrazić sobie nikogo lepszego.
Za nimi szła spokojnie kolejna dwójka. Jeden z lekko kręconymi włosami, z delikatnym uśmiechem na ustach przymkniętymi oczyma. Dokańczał właśnie sen, z którego został brutalnie wyrwany tego ranka. Był na farmie pełnej krów; wszędzie biegały wesoło pokrzykując dzieci. Każde trzymało w ręku łyżkę i wymachiwało nią, jak czarodziejską różdżką. Zaczął uciekać. Biegł coraz prędzej, pragnąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Po chwili wskoczył na galopującą żółtą krowę i śpiewając „Help” Beatlesów popędził w stronę zachodzącego słońca. Nagle…W tym momencie poczuł mocne szturchnięcie w ramię. Przymrużył oczy i z ulgą stwierdził, że zamiast stada bydła widzi przed sobą stado znajomych idiotów. Spojrzał na chłopaka idącego obok. Młody mężczyzna o ciemnej karnacji patrzył się na niego z miną sygnalizującą nagły, niekontrolowany wybuch śmiechu. Liam Payne nigdy nie mylił się, co do mimiki Zayna Malik’a. Znał go tak dobrze, jak siebie samego, a może nawet i lepiej.
Kilka metrów za nimi wlókł się niewysoki blondyn, z przykrywającą niemal w całości włosy zieloną czapką. Ręce schowane miał w kieszeniach jasnych spodni. Z głową spuszczoną w dół gapił się na czubki swoich butelkowych convers’ów. Myślał. Od wczorajszego wieczora ciągle o tym samym. Louis był taki szczęśliwy, kiedy dziękował mu za „tak genialne rady, co do Brooke”. Nialler nie wiedział dlaczego, ale od tego czasu złościł się sam na siebie. Bał się, że straci przyjaciółkę. Jeżeli nie będzie problemów, nie będzie powodów do płaczu i żalenia się, a co za tym idzie, nie będzie i rozmów. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby mu chodzić o coś zupełnie innego. ‘To Twój przyjaciel, nie możesz czuć czegoś więcej do jego dziewczyny. Tak się nie robi. Nie-ro-bi, przeliterować Ci to? Horan, Ty skończony baranie, musisz przestać. Dla niej i tak będziesz tylko małym, wiecznie szczęśliwym koleżką, znającym się na dobrej kuchni.’
Podeszli do budynku studia nagraniowego, pod którym tłoczyło się już grono rozszalałych nastolatek. Zarówno chłopaków, jak i Brooke i Sophie zawsze przerażał sposób, w jaki te biedne dziewczyny próbowały się do nich zbliżyć. Wręcz taranowały siebie nawzajem. Przepychając się, szturchając, kopiąc, a czasem nawet gryząc wykrzykiwały ich imiona, z nadzieją, że to właśnie ONE zostaną zauważone. Snuły plany o wielkiej miłości, podczas gdy zespół nawet nie wiedział o ich istnieniu. Parker zawsze im współczuła, a jednocześnie utożsamiała się z nimi. Nie miała pojęcia, że kiedyś spełni marzenia każdej z tych dziewczyn i pokocha jednego z nich z wzajemnością.
-No to zaczynamy, chłopaki. –krzyknął Michael – ojciec chrzestny Harry’rgo, a jednocześnie nauczyciel śpiewu, który przesłuchiwał i ćwiczył ich przed każdym koncertem.
„Get out, get out, get out of my head.”-wybrzmiało pięć niezwykłych, pełnych uczuć głosów.


-No już, przejrzyj się! –krzyknęła Emily popychając mnie w stronę zajmującego całą ścianę lustra. –I jak?
Spojrzałam na swoje odbicie. Nie stała tam ta sama nastolatka w potarganych spodenkach i zwykłym czarnym T-shirt’cie, a wysoka młoda kobieta w granatowej zwiewnej sukience, która doskonale podkreślała mleczny odcień jej skóry. Na nogach miała czerwone baleriny, o których włożenie toczyła największe bitwy. Kiedy miała założyć buty inne niż trampki i szpilki wolałaby już iść na boso. Sophie niemal siłą musiała wciskać je na jej nogi, ale czego się nie dla przyjaciół, prawda?
Zakręciłam się w miejscu z zachwytem patrząc na opadające fałdy sukienki. Obdarowałam dziewczyny szerokim uśmiechem. –Dziękuję. –szepnęłam, starając powstrzymać się cisnące się do oczu łzy.
-Ej, nie rycz mi tu, bo zaraz dołączę do tworzenia rzeki w środku twojego domu! –wykrzyknęła Sophie odruchowo ocierając policzki.


Wysiadłyśmy z samochodu mojego ojca. ‘Trzeba by w końcu zdać na to prawo jazdy.’
-To co, o dziesiątej w domu?
-Tato!
-Żartowałem, bawcie się dobrze. –rzucił i nacisnął pedał gazu.
Pod ogromną halą tłoczyły się już rzesze nastolatek. Ruszyłyśmy w stronę wejścia głównego, jednak dostanie się do środka okazało się niemożliwe. Przedostanie się przez to stado groziło utratą życia, więc postanowiłyśmy nie ryzykować.
-Chodźcie.- szepnęła Sophie ruchem głowy nakazując pójcie za nią. ‘Jeszcze jeden genialny plan.’ Szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę wejścia bocznego. Zza rogu obserwowałyśmy naprawdę dużych i naprawdę czarnych ochroniarzy spacerujących w tę i z powrotem długim chodnikiem. Wykorzystując chwilę ich nieuwagi. Podbiegłyśmy do drzwi i już wchodziłyśmy do środka, gdy nagle…
-Stać, natychmiast! –usłyszałyśmy głos jednego z pilnujących. –Nie chciało wam się czekać w kolejeczce to teraz, nie wejdziecie wcale, żegnam. –uśmiechnął się z szyderczym uśmiechem na ustach.
-Ale...-zaczęła Emily.
-Przestań. –uciszyła ją Evans. –Nie ma sensu rozmawiać, z dzikimi ludźmi trzeciego świata.
-Jak ja Cięzaraz!...-ochroniarz podwinął rękawy.
-Dobra.-skończyła brunetka i szybkim krokiem odeszła.
Usłyszałam dźwięk telefonu. Na ekranie widniał sms od Nialler’a – „Jesteście już? Wiem, że nie. Kiedy zawitacie? xx” ‘No to chwilę poczekasz, Horan. Hej, chwila…’ „Mógłbyś kazać kochanemu ochroniarzowi żeby jednak zdecydował się nas wpuścić? Btw. to dopiero czekoladka.”, wystukałam na klawiaturze. Usiadłyśmy na ławce słysząc piski dobiegające z wnętrza. Schowałam twarz w dłoniach. ‘No i po co Ci było to wszystko? Te sukienki, makijaże, fryzury, no, po co? Po to, kochana, żeby teraz jakiś większy od Ciebie dwa razy koleś zatarasował Ci wejście na największe wydarzenie muzyczne tego roku. Genialnie. Weszłabyś normalnie, jak każdy zwykły człowiek, ale nie, Ty nie możesz być normalna. Zawsze się musisz wychylać. Jeszcze się nie nauczyłaś, że nie wychodzi Ci to na dobre? Nie? To czas najwyższy.’ Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głośny krzyk, a następnie odgłos biegnących ludzi. ‘No co? To wydaje specyficzny odgłos!’
-Tu jesteście! –wykrzyknął Louis.
-Co wy tu…? Przecież teraz powinniście śpiewać.
-Oj, czekoladko, nie wiesz, że nawet największe gwiazdy spóźniają się na własne koncerty? –zaśmiał się Zayn niezwykle zadowolony, że po raz kolejny mógł zwrócić się do mnie tym idiotycznym przezwiskiem.
-Nie musielibyście gdyby ten pożal się Boże bramkarz nie udawał jeszcze większego, niż jest.
-Oho, widzę, że Sophie znalazła wroga numer jeden. –zażartował Harry.
-Ty jesteś zaraz po nim kochany. –odpowiedziała mu, obdarowując jednocześnie śnieżnobiałym uśmiechem.
-Może jednak już pójdziemy, wiecie…ONE czekają. –wtrąciła się nieśmiało Emily.
-A właśnie, chłopaki, to moja kuzynka –Emily; Emily, ty chyba znasz tych panów.
-Nawet nie wiedzą jak dobrze. –zaśmiała się.
Weszliśmy do długiego korytarza, którym dotarliśmy wprost za kulisy. Louis delikatnie objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego otulona słodkim zapachem jego ciała. Wtedy naszła mnie myśl, że jeśli miałabym umrzeć, to właśnie w takiej chwili; żeby zapamiętać ją za zawsze.

Niall Horan stał w tym samym korytarzu oparty o ścianę. Nie mógł patrzeć na tę przepełnioną słodyczą scenkę. Chłopaki zauważyli u niego gorszy humor, ale wyłgał się głodem. Przecież nie mógł im powiedzieć, że jest zły, bo jego przyjaciel jest szczęśliwy z kimś, z kim on prawdopodobnie również by był. Usłyszał głos wywołujący ich na scenę. Westchnął głęboko i odbił się od chłodnej ściany.

Stanęli na podeście. Louis uwielbiał to uczucie. Adrenalina i euforia buzowały w nim, gdy usłyszał pierwsze takty „What makes you beautiful”. Wczuł się całkowicie w słowa i starając się zaśpiewać jak najlepiej z zamkniętymi oczami „przytulił” się do mikrofonu. Motywowało go także to, że obecna była tu dziewczyna, przez którą nie mógł ostatnimi dniami spać.
W pewnej chwili Tomlinson poczuł, jak bardzo kocha tę blondynkę. Poczuł, że musi jej o tym powiedzieć tu i teraz. Podążając za tym uczuciem przed „More than his” powiedział –Dla pewnej ślicznej złośnicy, która z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakuje. Jesteś niesamowita. –po czym spojrzał w stronę Brooke i mrugnął do niej porozumiewawczo.


Po dwóch godzinach od zakończenia koncertu, uwolnieni już od fanek chłopcy szli razem z nami ulicą. Noc była niezwykłe ciepła, nawet jak na panujące tu temperatury.
-To gdzie idziemy? Raczej wątpię żebyśmy o tej godzinie znaleźli jakieś niepodejrzane miejsce, w którym można by siąść. –odezwał się Liam.
-Co ty nie powiesz. –zadrwił Harry. –Chodźcie na plażę, co ty na to Niall?
-Wszystko mi jedno. –mruknął. ‘Ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie. Muszę z nim pogadać…’ Spojrzałam na trzymającego mnie za rękę Louisa. ‘…Ale to później.’
Emily zatrzymała się nagle, gdy powoli zaczęliśmy kierować się w faktycznym kierunku plaży. Spuściła głowę w dół. Chyba nie była pewna czy jej wypada.
-Nie idziesz? Bez Ciebie nie ma zabawy! –krzyknęła Sophie z uśmiechem na ustach. ‘Czasami wydaje mi się, że polubiła ją bardziej niż ja.’  
Miałam dłuższą przerwę ze względu na to, że miałam szalenie duuuużo nauki. Jeżeli kogoś jakoś dotknął brak rozdziału to przepraszam, to chyba ostatnia taka przerwa w systematyczności.
Dedykuję ten rozdział Messy, która go długo wyczekiwała (albo udawała żeby mi zrobić przyjemność ;>)  W tak zwanym międzyczasie miała ona też urodziny, więc jeszcze raz happy birthday. KOCHAM CIĘ, MARTA!<3
Dedykuję go też Martyncy, którą również mocno kocham i która wykonała ten zacny nagłówek. <3

ŻEBRZĘ O KOMENTARZE. LUDZIE, JA NIE WIEM CO JEST ŹLE, A JEŚLI WAM SIĘ COŚ NIE PODOBA TO PISZCIE, POPRAWIĘ...TO NA TYLE;
Thanks for Reading,
Lof ju ;3

sobota, 10 marca 2012

#Rozdział trzynasty.


Nialler James Horan. Energiczny, wesoły, sympatyczny i niesamowicie uroczy chłopak. Rzadko się złości lub denerwuje. Kocha życie i ufa ludziom. Przykład optymisty. Ideał przyjaciela.
Ale kiedy Niall wszedł, nie, trzaskając drzwiami majestatycznie wkroczył do pokoju nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał siebie sprzed paru godzin.
-Co Ty sobie do chuja wyobrażasz? - krzyknął prosto w twarz lekko zszokowanego Louisa.
-Oplułeś mnie. - powiedział z pretensją Tomlinson zupełnie ignorując pytanie.
-Ten jak zwykle o sobie! Dobrze, jeśli chcesz możemy porozmawiać o Tobie, samolubnym dupku, który zamiast biec do najwspanialszej dziewczyny, jaką poznał w życiu siedzi na dupie i wpieprza moje jedzenie!
-Rzeczywiście, w tym towarzystwie to ja myślę o sobie. –mruknął Lou.
-Martwię się o siebie, nie mówię, że nie, bo to chyba oczywiste, ale przynajmniej odwracam czasami uwagę od własnego tyłka.
-Ale od frytek nie byłbyś w stanie.
-Przestań! Sarkastyczne uwagi wcale Cię nie ratują. Powiesz mi coś? Masz zamiar jeszcze kiedykolwiek się do niej odezwać? Nie? No to muszę Cię zmartwić, Brooke będzie na koncercie, wszyscy mamy zamiar zaprosić ją i Sophie za kulisy i wyjść gdzieś razem później…
-Skąd wiesz, że będzie?
-Powiedziała mi. Nawet wczoraj wspominała…
-Wczoraj?! Widziałeś się z nią?! –Louis nagle odzyskał cząstkę zwykłej mu energii… Jednak nie na tyle żeby dobrowolnie podnieś się z podłogi.
-Człowieku, obudź się! Od tego waszego nieszczęsnego pocałunku spotykamy się codziennie. Ona potrzebuje towarzystwa, a Ty jesteś zbyt zajęty badaniem budowy włókien dywanu.
Tak na marginesie, mógłbyś tu czasem przewietrzyć.
-Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?!
-Nie wiedziałem, że tu jest tak duszno!
-Nie o tym mówię, idioto! Czemu mi nie powiedziałeś o Brooke? Jak ona się czuję? Co u niej nowego? Jak wyglądała?
-Jak się czuje? Nie jest w stanie zrozumieć, co Ci odpierdziela, ja z resztą też tego nie rozumiem. Ona chyba za Tobą tęskni, czego nie rozumiem jeszcze bardziej. Stary, nie wiem, co jest z Tobą nie tak, ale radzę Ci, zrób coś z tym.
-Myślisz, że ona chciałaby…zobaczyć się ze mną?
-Teraz chętnie wychodzi z domu, przyjechała do niej kuzynka. Słyszałem, że jest wredna, irytująca i przebiegła…O, to prawie tak samo jak Ty. W każdym razie, wyszłaby z Tobą chociażby po to żeby wyrwać się od rodziny.
-To, co…jak ja mam to zrobić?
Nialler podniósł leżący na łóżku telefon i rzucił go w stroną Tomlinsona.
-Łap, już jest sygnał! –krzyknął jeszcze blondyn, po czym wyszedł z pokoju.
-Popierdoliło Cię?! Ja się muszę zastanowić, co jej powiedzieć, a nie! Pomóż mi coś wymyślić! Słyszysz?! Horan, wracaj!
Ale Horan nie wrócił. Louis wyjrzał przez okno i zobaczył ubranego w czerwoną koszulkę chłopaka, który potrącając przechodniów pędził przed siebie. ‘Dureń.’


-Emily, wyłaź z tej łazienki! Co Ty tam tyle robisz?
-Nie wiesz, że piękno wymaga czasu? Układam włosy. Nie mogę się przecież tak pokazać ludziom! –usłyszała głos stłumiony odgłosem suszarki. ‘Jak nie wyjdziesz stąd w przeciągu 10 sekund to je wszystkie powyrywam!’
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i widniejącego na nim sms’a od Niall’a.
-Emily, do jasnej cholery, opuść ten lokal, bo się tam zaraz do Ciebie przejdę! Ja jestem umówiona! Gamoniu, otwieraj!
-Nie tak agresywnie kochana, bo Ci się zmarszczki porobią. –powiedziała kuzynka stając przede mną.
-Nie udawaj takiej inteligentnej, bo się jeszcze wyda. –uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
5 minut później zamknęłam drzwi frontowe i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku centrum. ‘Przez tę popadającą w samouwielbienie lalę zaraz przejedzie mnie autobus, albo potrącę jakieś dziecko. I ja mam tak przetrwać miesiąc? Dziękuję, postoję.’
W oddali zauważyłam stojącego pośrodku chodnika blondyna.
-Niall! –wydarłam się zwracając uwagę wszystkich oprócz samego zainteresowanego. –Horan, głuchelcu! –nareszcie się odwrócił i powitał mnie promiennym uśmiechem. – I co? Rozmawiałeś z nim? Co powiedział? Oczekuję szczegółowej relacji!
-Ludzie, co wy wszyscy tace niewyżyci jesteście? Jeżeli to w ogóle można nazwać rozmową…to duże dziecko mnie ewidentnie ostatnio wkurza! Byłbym tu wcześniej, ale musiałem odreagować i zahaczyłem o McDonald’a.
-Też miałam być wcześniej, ale ktoś zupełnie przypadkiem postanowił się upiększać wtedy, kiedy ja akurat miałam wyjść.
-Emily?
-Ta. Niedługo skończy się dzień dobroci dla zwierząt i powiem tej jakże idealnej panience, co o niej myślę.
-Weź jej może zabierz żelazko czy coś. –Horan uśmiechnął się łobuzersko. Musiałam przyznać, że ma naprawdę ładny uśmiech.
-Bardzo śmieszne…Nieważne, powiedz mi lepiej, co tym razem ubzdurał sobie ten marchewkowy pacan.
-Miał do Ciebie zadzwonić i Cię przeprosić, ale twierdzi, że nie wie, co Ci powiedzieć.
-Niech sobie na kartce mowę napisze.
-To samo pomyślałem. A może…a z resztą, nieważne.
-No mów!
-Taki mi szatański plan przyszedł do głowy, ale to „poniżej Twojej godności”…może po prostu Ty powinnaś się do niego pierwsza odezwać?
-Wiesz, co o tym myślę?
-Doskonale.
-No właśnie.
-Nie martw się, coś wymyślimy. W ostateczności przywlekę go tu siłą.
-Dziękuję Ci, Niall. Jesteś najlepszy. –uśmiechnęłam się do niego. W ostatnich dniach był dla naprawdę jedynym oparciem. Sophie całe dnie spędzała z Harry’m. Cieszyłam się jej szczęściem, ale trochę brakowało mi tej dawnej przyjaciółki będącej przy mnie zawsze…’Co ja gadam? Jeżeli ten lokaty uśmiechnięty daje jej to, czego potrzebuje to chwała mu za to.’ Bałam się tylko jednego –żeby on Evans nie zranił. Dwie dziewczyny z połamanym sercem w tym samym pomieszczeniu? To nigdy nie wróży nic dobrego. Wydawało mi się, że mimo wszystko Haroldowi na niej zależy. ‘Gdyby było inaczej to nie dałby się pobić tylko po to, żeby zachować jej dobre imię, no nie?’
-Dla Ciebie wszystko. –powiedział i objął mnie przyjacielsko ramieniem. –Damy radę czekoladko. –dodał.


-Nie, nie ma Brooke. A kto pyta? –Emily znudzonym głosem rozmawiała przez uchylone drzwi z młodym, niebieskookim chłopakiem.
-Oh, dawno nie musiałem się przedstawiać. –uśmiechnął się blado jednak na lodowatej twarzy dziewczyny nie dostrzegł nawet cienia emocji. –Przekaż jej proszę, że Louis Tomlinson tu był.
-TEN Louis Tomlinson?
-Tak myślę.
-Możesz na nią poczekać jak chcesz, albo lepiej do niej zadzwonię i powiem żeby szybko przyszła, dobra? A Ty wchodź, nie stój w progu.
-Nie, naprawdę nie trzeba… -protesty jednak na nic się nie zdały. Blondynka krzątała się nerwowo po korytarzu z telefonem przy uchu.
-…Gdzie jesteś? Tak. Mhm. No to szybko. Po prostu się pospiesz!- zamknęła z dużą siłą klapkę telefonu i ukazując równiutki rządek śnieżnobiałych powiedziała –Jest w parku, już idzie.
-Dzięki. – krzyknął Louis i wybiegł z domu.
-Ale…-Emily znowu przybrała typową dla siebie minę stalowego robota. –Super.


Po przedwczesnym pożegnaniu się z Niall’em ruszyłam w stronę domu. Byłam dosyć zaciekawiona, co tym razem wymyśliła kochana kuzyneczka żeby zepsuć mi wieczór. Stanęłam przed przejściem dla pieszych. W lewo, w prawo i znowu w lewo. Przebiegłam przez jezdnię stawiając nogi tylko na białych pasach. Wlepiłam wzrok w kretyna biegnącego przez ulicę i zatrzymującego wszystkie samochody. Po chwili z przerażeniem stwierdziłam, że go znam. Ogarnęły mnie strach i niewyobrażalne szczęście. Chłopak zatrzymał się przede mną i próbował złapać oddech.
-Brooke, ja tak nie mogę. Przepraszam Cię. Tak cholernie szczerze Cię przepraszam. Przepraszam za to, że byłem, jestem takim tchórzem. Przepraszam, że nie dawałem znaku życia, że znowu zamknąłem się w pokoju jak ostatni egoista. Jeżeli zależy Ci na mnie, chociaż w jednej trzeciej tak jak mi na Tobie to wiem, że cierpiałaś. Za to przepraszam Cię najbardziej. I jeszcze jedno…przepraszam, że nie znalazłem siły żeby powiedzieć Ci, że…że, Brooke, ja Cię kocham.
-Cii..- uciszyłam go. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Nasze usta złączyły się z taką samą delikatnością jak za pierwszym razem. Teraz żadne z nas nie miało najmniejszych oporów, było pewne tego, co robi. Przytulił mnie i wpił się mocniej w moje usta. Spojrzałam mu w oczy i odgarnęłam ręką grzywkę. –Kocham Cię- szepnął jeszcze raz. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa, więc przypięłam się do niego mocniej i pomyślałam, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.

******************************************************************************
 Cześć, jestem Gosia, mistrzyni beznadziejnych zakończeń. Mi też jest przykro, to nieuleczalne.
 Rozdział nudny jak flaki z olejem i żałosny jak nie wiem co. Wybaczcie, postaram się żeby następny był lepszy : ) x
Mimo wszystko mam nadzieję, że chociaż jednej osobie przypadnie on do gustu.

Teraz pragnę zaapelować do wszystkich, którzy czytają. Proszę o komentarze, nawet jak wam się nie podoba. Mam tu na myśli jakieś logiczne wypowiedzi, a nie coś w stylu 'żałosne dziecko, naucz się alfabetu.' Z góry dziękuję.
Lov U <3

niedziela, 4 marca 2012

#Rozdział dwunasty.

-…przypomniało mi się jak mówiłaś, że idziesz na koncert i postanowiłam przyjechać. Ty jesteś taka fajna i w ogóle! Ojej, jak ja się cieszę, że spędzimy razem caaały miesiąc! – ‘Miesiąc?! Czy da się na życzenie zapaść w śpiączkę? Tak optymalnie, na 31 dni…’ –Będziemy śpiewać, tańczyć, fajnie się ubierzemy, pomalujemy i uczeszemy! Nie mogę się doczekać! –mówiła podekscytowana nastolatka. Ten monolog prawdopodobnie wyglądałby zupełnie inaczej gdyby nie fakt, że przyglądały mu się także moja matka i jej mieszkająca w rodzinnym Paryżu siostra –Meredith. Jeszcze przed moimi narodzinami mama przeprowadziła się do Stanów. Chciała odkrywać świat, poszerzać horyzonty, iść na dobre studia…pobyt w Europie to, w jej przekonaniu, za mało. Właśnie, dlatego tak rzadko spotykam krewnych. Kiedyś mi to nawet przeszkadzało. Teraz rodzinne obiadki, wysłuchiwanie jak bardzo się zmieniłam i mówienie ludziom, których widzę trzeci raz w życiu, że za nimi tęskniłam stały się po prostu męczące. Nie uśmiechał mi się, więc spędzenie połowy wakacji z młodszą o rok kuzynką, a zwłaszcza, jeżeli była nią Emily. Anielska twarzyczka, słodki uśmiech, dokładnie rozczesane włosy i perfekcyjnie ułożona granatowa, plisowana spódniczka. Pozory. Ta dziewczyna to czyste zło. Nawet, kiedy byłyśmy dziećmi kradła mi zabawki i wrabiała w zjedzenie ciastek.
Czułam na sobie jej chłodne spojrzenie, gdy siedząc w pokoju podziwiała wystrój.
-Od początku chciałam Ci zadać jedno pytanie…Czy to prawda, że jesteś z Louisem Tomlinson’em? –spytała tak niewinnie, że prawie uwierzyłam, że za tym pytaniem nie kryje się jakiś niecny plan.
‘Pieprzony Internet’ –No wiesz…- niezmiernie korciło mnie żeby powiedzieć coś w rodzaju „Tak, jesteśmy szczęśliwi”, ale…-…spotkaliśmy się kilka razy, to wszystko.
Uśmiechnęła się złośliwie. ‘Widziałam, że ucieszysz się z tego, że u mnie nie jest idealnie.’ Nie mogłam znieść wyrazu jej twarzy, więc dodałam –Ale zdradzę Ci sekret, świetnie całuje. –po czym z dumnie podniesioną głową wyszłam z pokoju.


Tymczasem Harry Styles i Sophie Evans stanęli przed budynkiem włoskiej restauracji. Dziewczyna już uspokoiła się po przejażdżce z kimś, kto niedawno przestał ssać smoczek i kto nie ma bladego pojęcia o zasadach ruchu drogowego. Poczuła nieopisaną ulgę, gdy stanęła stabilnie na chodniku.
-Sophie? –usłyszeli głos wysokiego mężczyzny, który zmierzał w ich stronę. –Pamiętasz mnie?
-Eric. –szepnęła. –Jak mogłabym zapomnieć? –dodała oschle.
-Ach tak, te gorące pocałunki, te rozmowy, te noce…
-Te siarczyste policzki, te gorzkie łzy/.
-Przesadzasz, było nam razem wspaniale.
-Chyba żartujesz! Eric, zdradziłeś mnie i zostawiłeś. Nie mam dla Ciebie szacunku, ani nawet litości. Takich jak Ty powinno się najpierw kastrować, a potem skazywać na puliczną egzekucję.
-Ten Twój cięty język…zawsze mnie pociągał. Widzę, że nie mnie jednego. –skinął na stojącego dotychczas z boku Harry’ego.
-Chodź. –powiedziała Sophie i pociągnęła Styles’a za rękaw. –nie traćmy czasu na rozmowy z tą bezuczuciową istotą, która martwi się tylko o to żeby mieć gdzie wepchnąć…no właśnie.
-Te chłoptasiu, uważaj na nią. W gębie jest mocna, ale jak przyjdzie, co, do czego to dotknąć się nie da. Teraz pewnie żałuje, że do mnie nie wróciła i prowadza się z dziećmi, które dopiero, co wyszły z piaskownicy, tacy nie oczekują zbyt wiel… -chłopak jednak nie mógł dokończyć tej jakże burzliwej wypowiedzi gdyż został uciszony ciosem prosto w twarz.
Harold stał przed nim i patrzył na niego z pogardą. Oddychał głęboko i szybko. Bardzo starał się opanować złość i nie rzucić się na skulonego Erica, który próbował zatamować cieknącą z nosa krew. Były chłopak Sophie od dziecka wychowywany był na zwycięzcę. I tym razem nie zamierzał się poddać. W jednej chwili doskoczył do Styles’a i całą siłą naparł na niego przewracając na ziemię. Krew, wyzwiska, twarze wykrzywione w bólu. Evans osunęła się na kolana i ze łzami w oczach przyglądała się całemu zajściu. Dlaczego nikt nie reagował?
-Stop! –krzyknęła rozpaczliwie. Eric jak oparzony zerwał się na nogi. Ciężko dyszał. Ze spojrzeniem pełnym nienawiści syknął do dziewczyny –I Ty, i Twój ukochany od siedmiu boleści jeszcze mnie popamiętacie.
Następnie otarł krew z ust i odszedł.
Styles dalej leżał na ziemi. Nie ruszał się. Sophie nie była pewna czy oddycha, przed oczami miała już najtragiczniejszy obraz.
-Harry! –zawołała mu prosto w twarz. Oczy zaszły jej łzami. –Harry! Powiedz coś! Harry…-wybuchła głośnym płaczem.


-…od tego czasu nie dawał znaku życia. – kończyłam swoją opowieść, a raczej historię miłości. Siedziałam na plaży u boku Niall’a Horan’a. Nie wytrzymałabym w domu ani chwili dłużej, a pierwszą osobą, o której pomyślałam był właśnie on. Musiałam z kimś porozmawiać, gubiłam się już. Miałam też cichą nadzieję, że powie mi jak czuje się Louis. Czy nie odzywa się, bo już nie chce mnie znać, czy może też się boi? Kochany blondyn jak zwykle mnie nie zawiódł.
-Wiesz, jaki jest Lou…generalnie to życie traktuje, jako dobrą zabawę. Metoda na każde zło świata jest jedna-szeroki uśmiech. I nie robi mu różnicy czy chodzi o wojnę, głód w Afryce czy małe chińskie rączki. W sprawach kontaktów z płcią przeciwną jego smutek wygląda trochę inaczej. Chodzi cały dzień przybity, a jeżeli ktokolwiek spróbuje się do niego zbliżyć to zaczyna gryźć. –widząc moje pytające i lekko drwiące spojrzenie sprostował. –No dobra, może nie gryzie, ale nie jest zbyt miły. Najgorszy jest sposób, w jaki odreagowuje tę rozpacz, doprowadza mnie wtedy do szału!
-To, co on takiego robi?
-Nie odchodzi od lodówki! Zakupów to nie ma, kto robić…
Zaśmiałam się.
-Nie rozumiesz powagi sytuacji? A jak popadnę w anoreksję, umrę z głodu albo wpadnę w depresję?
-Nie martw się Niall, to Ci akurat nie grozi.
Teraz on się zaśmiał. To niesamowite jak dobrze się dogadywaliśmy. Kto by pomyślał, że w tym maniaku jedzenia znajdę przyjaciela? Przyjaźń wymaga jednak szczerości, a jeśli chodzi o uczucia to ukrywanie ich mam opanowane do perfekcji. ‘Musisz się otworzyć, kiedyś i tak będziesz musiała.’
-Słuchaj…mógłbyś z nim pogadać o…nas? –spytałam trochę niepewnie.
-Jasne. Zrobię wszystko żeby zrozumieć, dlaczego ten debil zachowuje się jeszcze idiotyczniej niż zwykle. Boże, jaki on jest głupi…
-Kochasz go, nie? –uśmiechnęłam się. Przecież o Sophie mówiłam tak samo, a kocham ją najmocniej na świecie.
-Jak brata, ale to nie zmienia faktu, że jest głupi.
Kolejna porcja śmiechu.
-Brooke?
-Tak?
-A Ty go kochasz? –‘Nialler, błagam, nie zaskakuj mnie takimi pytaniami!’
-Nie wiem, to wszystko jest takie nowe, świeże. Nie jestem pewna czy można kogoś pokochać w tak krótkim czasie.
-Znam historię o dziewczynie, która porzuciła narzeczonego dla kucharza, który miał upiec tort na jej ślub. Chętnie Ci ją opowiem przy jakiś pożywieniu. Ja naprawdę głoduję przez te humory Tomlinsona!


Ból.
Zaraz rozsadzi mu czaszkę.
Po co pił? Po co jadł? Po co w ogóle wychodził z pokoju? Od ostatniego spotkania z Brooke nie był sobą. Nie zachowywał się jak pogodny i zabawny Louis, ani się takim nie czuł. Czuł się żałosny i obolały. Tylko dzisiaj wybrał jej numer 27 razy. ‘Czy naciśnięcie zielonej słuchawki to dla Ciebie aż tak duży wysiłek? Chłopie.’ Całymi dniami szukał pretekstu żeby stanąć pod jej drzwiami. Jedyne, co go powstrzymywało to strach, że gdy zobaczy jej twarz ucieknie lub padnie przed nią na kolana. Nawet nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Przeprosić? Cóż, z teoretycznego punktu widzenia ona popełniła taki sam błąd. A może powinien wykrzyczeć jak bardzo mu jej brakuje? A co, jeśli go wyśmieje? Nie, to zbyt niebezpieczne. Musi zachować, chociaż resztki honoru. ‘Nawet, jeśli te resztki można dostrzec tylko pod mikroskopem.’ Rozpatrywał też przypadkowe zderzenie się z nią. To wydało mu się jednak zbyt tchórzliwe. W chwili desperacji myślał też o tym, aby ją śledzić. Tak strasznie chciał ją zobaczyć, usłyszeć jej głos. Jak on się zachowuje? Jak mały, niedojrzały gnój. Nawet Harry i Niall poszli gdzieś dzisiaj. On siedzi sam w domu. Dlaczego? Bo boi się, że przypadkiem będzie musiał opowiedzieć o tym, co przeżywa dziewczynie, którą prawdopodobnie bardzo kocha. Dla Louis’a nie miało to najmniejszego sensu. Zwlekł się z łóżka i w stercie płyt odszukał „Nevermind”. Włożył niebieski krążek do odtwarzacza i położył się pośrodku pokoju. Teraz czekał na głos, który dotychczas pomagał mu w chwilach załamania. Ukojenie, którego szukał zniknęło wraz z pierwszymi taktami piosenki. ‘Cholera, przecież mówiła, że to jej ulubiony zespół.’ Podświadomość jest naprawdę okrutną rzeczą. Naglę drzwi do pokoju z hukiem otworzyły się i stanął w nich Nialler James Horan w pełnej okazałości.
-Co Ty sobie do chuja wyobrażasz?! –krzyknął blondyn i przełknął kawałek czekoladowego batona.
 ***********************************************************************
 Wyrobiłam się na niedzielę, jestem z siebie dumna.
 Nie wiem czy w tym tygodniu uda mi się dodać nowy rozdział bo nauczyciele umówili się żeby uprzykrzyć mi życie. Postaram się, ale nie obiecuję bo mi w głowie teraz siła wyporu działa na zaimek pędzący po dolinie roślin nagonasiennych.

A tak w ogóle to gratuluję Nadii, że nareszcie dowiedziała się, że jeśli chcę się coś napisać to trzeba się zalogować. Lepiej późno, niż wcale ; )