KIlling me softly.

piątek, 3 lutego 2012

#Rozdział piąty.

Hawajska plaża oświetlana przez gwieździste niebo, szum fal uderzających o brzeg, ciepły wiatr rozwiewający mi włosy i wysoki chłopak o jasnobrązowych włosach i niebieskozielonych oczach trzymający mnie za rękę. Zatrzymaliśmy się, przytulił mnie. Milimetry dzieliły nasze usta od połączenia się namiętnym pocałunku gdy nagle usłyszałam głośne „One baby to another says I'm lucky to have met you…” ‘Co do cholery nieżywy wokalista robi na drugim końcu świata?!’ Otworzyłam oczy. Zamiast plaży i Louisa Tomlinsona zobaczyłam podłogę w moim pokoju. Zwisałam z łóżka głową w dół. Nigdy nie rozumiałam jakim cudem budzę się w tak dziwnych pozycjach. Stoczyłam się na ziemię Ina wpół przytomna sięgnęłam po leżący na biurku telefon. 15 nieodebranych połączeń i 4 nowe wiadomości, wszystkie od Sophie. ‘Już się stęskniła? Przykro mi moja droga, przyjaciółko, ale najpierw muszę się obudzić.’ Rzuciłam komórkę na dywan i podpierając się ściany ruszyłam do kuchni. Na stole leżała kartka. ‘O super, znowu wybyli.’ Rodzice pracują w szpitalu jako chirurdzy, tak, wiem, że to dziwne. Wiecznie nie ma ich w domu co zazwyczaj zbytnio mi nie przeszkadza. „Przepraszamy, że znowu zostawiamy Cię samą, ale pewnie znowu jakiś idiota połknął szpilki. Wynagrodzenie za naszą nieobecność leży na komodzie na korytarzu. Kochamy Cię!” Ojciec często w domu śmiał się z pacjentów. Jeden z nich odciął sobie rękę kosiarką, a inny wybił sobie oko trzepaczką do jajek. ‘Czy Ci ludzie naprawdę są tacy głupi?’ Przypomniałam sobie o drugiej części informacji od taty. Wyjrzałam przez drzwi, na szafce leżało pudełko. ‘Ciekawe co tym razem…’ Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się para nowiutkich, czerwonych conversów. ‘Dziewczyno, zacznij je kolekcjonować!’ Wróciłam do pokoju i wykonałam stałą, sobotnią czynność – włączyłam komputer. Działał szybko więc chwilę potem logowałam się na wszystkich znanych mi portalach społecznościowych. Twitter, Facebook, Myspace, strony plotkarskie –na tym skupia się większość społeczeństwa. Reporterzy nie szanujący niczyjej prywatności pragnący tylko świeżej sensacji. ‘Kurewska robota.’ Zdziwiła mnie ilość wiadomości od Sophie. ‘Czego ona chce?!’ Masowo wysyłała mi link do jakiejś strony. Nacisnęłam go. Moim oczom ukazał się ogromny napis „LOUIS TOMLINSON SEKRETNIE SPOTYKA SIĘ Z NOWĄ DZIEWCZYNĄ!” Pod spodem widniała seria zdjęć z wczorajszego dnia. Byli na nim Lou i…’O Boże, Brooke, to Ty!’ Siedziałam jak głupia i wpatrywałam się w monior czytając artykuł. „Dziewczyna nazywa się Brooke Parker, ma 18 lat i mieszka w Californi.” ‘Skąd…?’ „Prawdopodobnie to nie pierwsze ich spotkanie. Ten romantyczny wypad na czekoladę to ich kolejna randka.” ‘Oblałaś go gorącym napojem w kawiarni, o której istnieniu nie miałaś pojęcia, a teraz dowiadujesz się, że regularnie się spotykacie. Fajnie.’ „Czekamy na więcej informacji. Ciekawe czy Brooke będzie towarzyszyła gwiazdorowi podczas trasy koncertowej.” Nawet nie zamykając okna Internetu brutalnie wyłączyłam komputer naciskając przycisk. Telefon znowu zadzwonił. Nie zdążyłam nawet powiedzieć „Halo” kiedy w słuchawce rozległ się głos Sophie. –Masz jakieś problemy ze słuchem? Ile razy mam dzwonić żeby królewna raczyła odebrać? Nie, nie przepraszaj, nie ma czasu. Zakładam, że już widziałaś. Jeżeli nie to gratuluję nowego chłopaka. Nie mówiłaś, że łączy was tak gorące uczucie, dosłownie gorące.
-Cześć. Tak, wszystko dobrze, miło, że pytasz.
-Nie przerywaj mi! Ja na Twoim miejscu przeszłabym się do tej gazety. Jakim prawem te szmaty rozpowszechniają takie kłamstwa?!
-Właściwie…
-Tak, wiem, że to przyjemne kłamstwa, ale oni nie mogą tak po prostu oczerniać ludzi i opowiadać niestworzonych historii na ich temat. No nie wytrzymam zaraz! Za pięć minut stoję pod Twoimi drzwiami, a jeśli Cię nie będzie to idę tam sama i powiem tym gnojom co o nich myślę!
Pik, pik, pik. Rozłączyła się.
Szybko wyjęłam z szafy krótkie spodenki i czerwoną bokserkę. Rozczesując włosy wpadłam do łazienki i w biegu umyłam zęby. Wychodząc zdążyłam tylko założyć prezent od rodziców i złapać klucze leżące na komodzie. Zazwyczaj uszykowanie się do wyjścia zajmowało mi co najmniej godzinę. ‘Widzisz Brooke? Jak chcesz to potrafisz. Wystarczy Ci tylko silna motywacja!’ Wyobraziłam sobie Sophie wpadającą do redakcji i atakującą wszystko co stanęło jej na drodze. O tak, to w zupełności wystarczyło abym się pospieszyła. Wybiegłam na chodnik prawie zderzając się z przyjaciółką. ‘Chyba trochę się uspokoiła. Ci z gazety mają szczęście.’ Naprawdę wściekłą widziałam ją tylko raz -kiedy jej siostra postanowiła pobawić się w deszczu w jej nowych butach od Gucciego i nie chcę tego więcej oglądać.
Gdy stanęłyśmy przed drzwiami budynku usłyszałam jeszcze z ust przyjaciółki kilka wyzwisk pod adresem prasy.
-Wchodzimy tam bo mamy do załatwienia sprawę. Idziemy do pani sekretarki i grzecznie pytamy gdzie się udać. Zachowujemy się spokojnie, kulturalnie i nie dotykamy eksponatów. Dopóki nie wejdziemy do biura miłego pana, który umieścił ciekawe informacje na mój temat na stronie internetowej Ty się nie odzywasz. Chyba nie chcemy żeby nas stąd wyrzucili, prawda? –spytałam Sophie. –PRAWDA?! –powtórzyłam dobitnie gdy nie otrzymałam odpowiedzi.
-Mhm. –mruknęła.
Przekroczyłyśmy próg ogromnej korporacji przepełnionej ludźmi wytresowanymi do czekania na potknięcia słynnych osób, a gdy owe osoby są absolutnie w porządku wykazywać się niezwykłą kreatywnością w pisaniu bzdur na ich temat.
Podeszłyśmy do czegoś w rodzaju informacji. Niska szatynka siedząca za biurkiem była niezmiernie zajęta popychaniem pierdół przez telefon kręcąc się na obrotowym krześle. Na oddzielającym nas od niej blacie leżał pozłacany dzwonek. Nie umknęło to uwadze Sophie, która mocno w niego uderzyła. Wydobył się z niego ogłuszający brzdęk, ale na sekretarce nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Przyjaciółka nacisnęła go ponownie. Żadnej reakcji. ‘Oo, dziecko znalazło nową zabawkę.’ Sophie oparła się o blat i zaczęła jak nienormalna walić w dzwoneczek z fascynacją godną pięciolatka.
-Słucham?! –krzyknęła wreszcie poirytowana sekretarka.
-Przepraszam, że przeszkadzamy w wykonywaniu ważnych obowiązków, ale mamy jedno pytanie. Gdzie znajdziemy pana zajmującego się stronami internetowymi?
-Pokój 204. Prawdziwe tłumy dzisiaj do niego…
Wsiadłyśmy do windy i chwilę potem znalazłyśmy się na miejscu. Weszłyśmy do środka niewielkiego gabinetu, w którym…’LOUIS?!’
-…cała sprawa jakoś mnie bardzo nie uraziła, ale nie życzę sobie żeby wypisywał Pan bzdury na mój temat. –usłyszałyśmy fragment jego wypowiedzi.
-Dołączam się. –powiedziałam cicho.
-Co tu robisz Czekoladko? –spytał Lou. –Tylko spróbuj to zapisać. –syknął w stronę dziennikarza.
-Nie tylko gwiazdy dbają o swoją prywatność. –odrzekłam spokojnie po czym zwróciłam się do reportera –Rodzice Pana nie nauczyli, że nie wolno kłamać? To się nazywa braki w wychowaniu. Więc to o tym mówią psychologowie gdy doszukują się traumy z dzieciństwa…
Mężczyzna stał tylko ze spuszczoną głową i wysłuchiwał wszystkich oskarżeń. ‘Paparazzi czuje się winny? A to Ci dopiero zjawisko.’
Wszyscy opuściliśmy budynek i stanęliśmy obok siebie w milczeniu.
-To może pójdziemy na kawę? Umówiłem się z Harrym. Chyba nikt nam tym razem nie przeszkodzi. Co Wy na to Czekoladko i przyjaciółko Czekoladki? –spytał Louis.
-Louisie, to Sophie –moja nieoficjalna siostra. Sophie, to Louis, znasz go z mojej ściany. –powiedziałam. – I nie nazywaj mnie Czekoladką!
-Dobrze Czekoladko.
‘Jeju, jaki on ma piękny uśmiech!’


W kawiarni zajęliśmy czteroosobowy stolik.
-Emm, Brooke, może pójdziesz po kawę? –spytała Sophie.
Obrzuciłam ją tylko nienawistnym spojrzeniem. Przyjaciółka wstała i ruszyła w stronę kasy znajdującej się na drugim końcu sali. ‘Jeżeli jeszcze raz o tym wspomni to pozwalam Ci ją udusić.’
-Styles! Ej, Harry! Tutaj! –krzyknął Louis. ‘Ogłuchłam, prędzej czy później i tak by do tego doszło. Pożegnaj się ze słuchem Brooke!’
Podchodził do nas wysoki brunet z kręconymi włosami. Znałam go z plakatów, znałam go z telewizji, a teraz miałam poznać go osobiście.
-Jestem Harry. –powiedział do mnie.
-Taa, wiem. Ja jestem…
-CZEKOLADKA! –wydarł się Lou.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Nie miałam nawet siły się na niego gniewać, starałam się tylko nie spaść z krzesełka.
-Co wam tak wesoło? –usłyszałam głos Sophie.
Spojrzałam na Hazzę. Wbił wzrok w moją przyjaciółkę –wysoką, szczupłą brunetkę o lekko falowanych włosach. Louis szturchnął mnie łokciem w ramię, skinął głową w stronę tych dwoje gapiących się na siebie i powiedział –Ojejku! Właśnie mi się przypomniało, że muszę gdzieś iść coś zrobić, i że Ty, Czekoladko, musisz iść ze mną!
-No tak! Też o tym pamiętam! Ważna sprawa żeby zrobić to coś! Jak to dobrze czasem gdzieś iść …po coś .
Bo tej niezmiernie błyskotliwej wymianie zdań chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Spojrzałam przepraszająco na Sophie, ale ona tylko uśmiechnęła się i odprowadziła nas wzrokiem.
**************************************************************************
Nie wierzę, że ja to napisałam!Takie długie?! Koniec mi się średnio podoba...

Ten rozdział jest dla dwóch osób.
Dla mojej kochanej Nadii, której środowy cytat(przez który prawie umarłam ze śmiechu) jest tu zamieszczony. Ty wiesz który, kocie <3

Dla Messy, która jeśli chodzi o opowiadanie jest dla mnie wzorem! Niektóre wątki na początku są podobne do tych w Twoim opowiadaniu, ale przysięgam, napisałam to wcześniej niż przeczytałam u Ciebie rozdział 10 <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz