KIlling me softly.

piątek, 17 lutego 2012

#Rozdział dziesiąty.

Środa, 24 czerwca. Kolejny słoneczny dzień w Californii, ale ten dzień był wyjątkowy. Wstałam zadziwiająco wcześnie. Starannie dobrałam ubrania i ułożyłam włosy. Na zjedzenie śniadania, ale w moim przypadku to akurat nic nowego. Spojrzałam w lusterko. ‘Tak uroczej Brooke to jeszcze nie było. Mistrzyni kamuflażu.’ Wysokie szpilki, czarna spódniczka, biała koszula, opadające na ramiona długie, blond włosy i ta niewinna twarzyczka. Zachwyt nad własnym wyglądem przyćmił całkowicie domagający się pożywienia żołądek. ‘Mogłabyś zawsze starać się tak „wyładniać”. Próżna dziewczyno, nie jesteś brzydka.’ Usłyszałam dzwonek. ‘Pewnie Sophie, jak zwykle punktualna.’ Uchyliłam drzwi, moim oczom ukazała się uradowana twarz…Louisa.
-Co Ty tu robisz?!
-Myślałaś, że przegapiłbym możliwość rozśmieszania Cię na najbardziej stresującym wydarzeniu w życiu każdego nastolatka?
-Szczerze mówiąc, to tak. Nie sądziłam, że wpadniesz na tak chory pomysł jak pójście ze mną na rozdanie dyplomów. Oczywiście wziąłeś pod uwagę to, że możesz zginąć? Tłumy dziewczyn zakochanych w One Dierection…rozdeptanie, rozkoszna perspektywa śmierci.
-Jestem gotów zaryzykować życie żeby zobaczyć Cię w tej idiotycznej czapce. A zresztą umiem się ukryć, ciemne okulary, peleryna niewidka. Będę jak tajniak, albo ninja.
Chciałam właśnie poczęstować go jakąś niezwykle inteligentną uwagą, ale przeszkodził mi  w tym głos Sophie, która ubrana w granatową sukienkę stała na chodniku i przyglądała się naszej konwersacji.
-Nie wiedziałam, że mamy towarzystwo. –powiedziała tłumiąc śmiech.
-Ja też nie. –odpowiedziałam rzucając Louisowi nienawistne spojrzenie.
-Oj, Czekoladko, nie denerwuj się. Ja to robię dla Twojego dobra i lepszego samopoczucia. –uspokajał mnie.
-Jak Ty mnie świetnie znasz, wzruszyłam się.
Ruszyliśmy w stronę budynku szkoły. 12 lat codziennego przychodzenia w jedno miejsce. Ogromny, ciemny gmach widział jak dorastałam, jak wznosiłam się po szczeblach edukacji.
Weszliśmy na ogrodzony teren, ogród, boisko. Miejsce spotkań, spisywania prac domowych oraz powstania większości moich urazów. ‘Dwa razy złamana ręka, pięć razy skręcona kostka, wybity bark. Kocham wychowanie fizyczne i gry drużynowe!’
Przestronne korytarze zawsze tętniące życiem teraz były zupełnie puste co jeszcze bardziej uwydatniało ich ogrom. Wszyscy udali się do wielkiej sali.

Ukończenie szkoły, wydarzenie upewniające rodziców, że ich dzieci posiadają jakąś wiedzę i wyrosną na porządnych ludzi. Cóż, ciężko im zrozumieć, że ich skarbeńki są już dorosłe…z moimi rodzicami nie było inaczej. Ta akademia była dla nich bardziej emocjonująca niż dla mnie samej. Tak ważna, że aż postanowili opuścić na jeden dzień ich największą miłość – pracę. Rozejrzałam się dookoła, niegdzie nie mogłam znaleźć deptującego mi dotychczas uradowanego Louisa. Szczerze mówiąc, zaczynał mnie powoli irytować.
-Widziałaś gdzieś to dziecko szczęścia? –szepnęłam do przyjaciółki. Ona tylko wzruszyła ramionami. Widząc jednak moją rozczarowaną minę dodała ironicznie –Może siedzi z fankami w jakimś zacisznym miejscu…
Gdyby wzrok mógł zabić to Sophie Alexis Evans datę 24 czerwca miałaby wypisaną na nagrobku. ‘Czyżbyś była zazdrosna? Nie, niemożliwe, nie ma takiej faken opcji. Pewnie stoi z boku, albo sobie poszedł, a może rzeczywiście te hieny go dorwały i teraz gdzieś tam biedny leży i zdycha.’
Potem wszystko działo się tak szybko…wielka scena, przemówienie, odebranie najważniejszego świstka papieru w mojej naukowej karierze i tłum. Masa ludzi, którzy po skończonej uroczystości tratowali się nawzajem, aby dostać się do bliskich.
Nagle, ktoś złapał mnie za rękę.
-Louis! Gdzie byłeś?
-A co, tęskniłaś? –zapytał i objął mnie ramieniem. Poczułam słodki zapach jego perfum, który na chwilę lekko mnie odurzył, ale szybko odzyskałam swój stały, wredny charakter.
-Bardzo. –mruknęłam, odsunęłam się i odeszłam ciągnąc go za sobą. Postanowiłam znaleźć rodziców, ale okazało się gorzej niż niemożliwe.
-Gdzie jest mama Brooke Parker?! Ręka do góry! –wydarł się Lou. ‘Czy on naprawdę chce pozbawić mnie słuchu?! Jeszcze raz i uderzę go w twarz.’ Jego metoda „na dziecko zgubione w supermarkecie” okazała się jednak zadziwiająco skuteczna, po chwili stukając wysokimi obcasami podbiegła do nas kobieta w rozpiętym płaszczu i z torebką przerzuconą przez ramię. Za nią dreptał mężczyzna w białej koszuli i jasnych jeansach. Patrzył na żonę wzrokiem pt. „zgubiłaś się dziewczynko?” i pewnie po raz kolejny zadał sobie pytanie, jak taka roztrzepana kobieta może ratować ludzi.
-Oh, Brooke, tu jesteś! Wyglądasz pięknie, po mamusi. –‘Skromna kobieta.’ –mówiłam Ci już, to przyjeżdża? Tak, dobrze myślisz, babcia nas odwiedzi. Zrobiłam potrawkę z marchwi… -spojrzałam na Louisa, uśmiechnął się. –Lubicie marchewki? To cudownie! Mam jeszcze dwie sałatki, ryby…zachciało jej się na starość wegetarianizmu…jest tam jeszcze jakieś ciasto, myślicie, że starczy? –to pytanie zadała bardziej do siebie niż do nas.
-To co? Medycyna czy prawo? –szturchnął mnie ojciec.
-Ciężka decyzja, zastanawiam się co jest większym prestiżem. Chyba rzucę monetą bo nie udźwignę brzemienia tej decyzji. Albo wiem, ciągnijmy zapałki.
-Twój przyjaciel zje z nami obiad, prawda? –przerwała mama jak zwykle nie przejmując się rozmową innych.
-Wiesz co, on chyba nie ma czasu…
-Wręcz przeciwnie, akurat wyobraź sobie, że mam chwilę. Chętnie spotkam się z Twoją uroczą rodziną.
-Doskonale! Chodźmy, szybko…Czy mi się wydaje czy tu jest duszno?
Louis był niezmiernie dumny z faktu, że może mnie jeszcze podręczyć. Śmiał mi się prosto w oczy tym cholernie słodkim uśmiechem. ‘No to ładnie, kolejna kompromitacja w tym tygodniu. Człowieku, jesteś magnesem na pecha, idź się gdzieś schowaj, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz.’

Rodzina wybrała samochód, wygodny środek transportu, który mój ojciec zmienia średnio raz na 3 lata. My woleliśmy spacer…a raczej ja wolałam. Zdecydowanie musiałam ochłonąć, za dużo wrażeń w zbyt krótkim czasie. Szliśmy wolno, w milczeniu. ‘Co mu strzeliło do głowy? Louis Tomlinson chce odwiedzić mój dom i poznać moją rodzinę. On akurat jak nikt inny powinien cenić prywatność. A moja matka? Pierwszy raz widzi na oczy chłopka i już go do nas zaprasza. Gdyby nie siedziała 24 godziny na dobę tym swoim szpitalu to może wiedziałaby, kim on jest, ale w obecnej sytuacji nie zorientowałaby się nawet gdyby stanął przed nią Elvis Presley. I co ja mam teraz zrobić? Nie wiesz? Jedyne, co możesz zrobić to jak zwykle, przetrwać.’

Doszliśmy do sporego, jasnego budynku powszechnie uważanego za mój dom. Podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę.
-Idziesz? – spytałam nadal stojącego na chodniku Louisa.
-Czekałem, aż spytasz. Nieładnie tak wpraszać się bez zaproszenia.
Niesamowicie mnie tym stwierdzeniem rozbawił, co jak mi się wydaje było jego celem. Prowadziłam teraz prawdziwą walkę ze swoją szczęką. Za żadne skarby nie chciałam przerwać powagi, którą zachowywałam od wyjścia ze szkoły.
Stanęliśmy w korytarzu. Nie bardzo wiedziałam, co mam teraz zrobić. Na szczęście niezręczną ciszę przerwał dobiegający z kuchni głos. „Co mam nie przeszkadzać?! Nie widziałam wnuczki od świąt, więc chyba mogę się z nią przywitać. Ten jej chłoptaś niech nie ma pretensji, że Brooke poświęci mi 5 minut…no, może 10.” Zza rogu wyszła pulchna kobieta o dużych, zielonych oczach, które pomimo upływu lat nadal miały ten sam wyrazisty kolor.
-Babcia! – krzyknęłam i wpadłam w jej ramiona. Zapomniałam wtedy o całej złości i wyrzutach. Moja babcia była jedyną osobą, która posiadała wszystkie moje cechy charakteru. Byłam dumna z tego, że odziedziczyłam je po niej, podziwiałam ją. Niesamowicie silna kobieta, a jednocześnie tak niezwykle czuła i delikatna, a, i też miewała niejakie kłopoty ze zręcznością.
-Jak Ty wyrosłaś! I jeszcze te szpilki! Mogłaś je sobie darować, nie musisz mi przypominać, że ja już się kurczę.
-Nawet tak nie mów!
-Skarbie, nie przedstawisz swojej starej babci z innej epoki. –powiedziała i skinęła głową na Louisa.
-Ah, tak…Babciu, to mój…eem…Louis. Lou, to najważniejsza kobieta mojego życia i moja najukochańsza przyjaciółka.
-Która jest od Ciebie 3 razy starsza. –wtrąciła.
-Bardzo mi miło. –powiedział Tomlinson i złożył na dłoni kobiety delikatny pocałunek.
-Prawdziwy dżentelmen, dobrze trafiłaś. – szturchnęła mnie w ramię. Moje policzki przybrały kolor bordowy, pochyliłam głowę i modliłam się żeby nikt nie zauważył.
Usłyszeliśmy trzask tłuczonego szkła.
-Tsa, mama gotuje. –mruknęłam pod nosem.
-Myślisz, że będą ofiary? –szepnął mi do ucha chłopak.
-Nie wiem, ale na Twoim miejscu bym uważała. Po raz pierwszy od roku mama zabrała się za przyrządzanie posiłku. Louis, ta kobieta nie wie, czym różni się sól od pieprzu!
Posiłek, rozmowa, wspomnienia, kłótnia, wieczór. Czas minął szybko, nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno. ‘Nie było aż tak źle, w skali od 0-10 kompromitację oceniam na 3. To lepiej niż średnia tygodniowa, brawo, Brooke.’
-Będę leciał, już późno. – powiedział Tomlinson, kiedy siedzieliśmy u mnie w pokoju.
-Już? –samą mnie zdziwił smutek w głosie.
-Tak, chłopaki się stęsknią. Zresztą jutro mamy jakiś wywiad, nawet nie wiem gdzie…
-W porządku, idź skoro musisz. –ucięłam rozmowę i wlepiłam wzrok w ścianę.
Louis pożegnał się z zachwyconymi jego osobą rodzicami i podszedł do mnie, stojącej obok drzwi.
-Wyjdziesz jeszcze na chwilę?
W milczeniu ruszyłam za nim na dwór, wieczór był chłodny. Chłopak stanął naprzeciwko mnie. Dłuższy czas wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Przypomniał mi obraz sprzed kilku dni, sytuacja podobna, tylko moje nastawienie inne…wyrzuciłam z głowy to wspomnienie, bolało.
-Powiedz mi tylko jedno, czy jeżeli spróbuję Cię pocałować znowu uciekniesz?
-Nie. –szepnęłam cicho. Było mi cholernie wstyd za to, co ostatnio zrobiłam.
Louis powoli zaczął pochylać się nade mną. Delikatnie dotknął swoimi ustami moje. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Przymknęłam oczy żeby poczuć tę chwilę jeszcze bardziej magiczną niż jest. Chłopak wpił się w moje usta, z taką siłą, że gdyby mnie nie trzymał pewnie osunęłabym się na kolana. Oplotłam mu ręce wokół szyi i wtuliłam się w niego. Przejechałam ręką po jego miękkich włosach. Nie sądziłam, że ta chwila sprawi mi tyle przyjemności, nie byłam świadoma tego, że to właśnie na ten jeden moment czekałam od naszego pierwszego spotkania. Nagle chłopak oderwał się ode mnie i nie odsuwając twarzy szepnął –Brooke, ja… - ‘Błagam Cię, nie mów tego.’ –Ja… -‘Proszę Cię, nie teraz. Nie dam rady.’ –Ja…powinienem już iść. – powiedział głośniej i spuścił głowę. – Do zobaczenia. –dodał i na dowidzenia lekko pocałował mnie w czoło. Następnie odszedł.
Stałam na progu tak długo, jak tylko byłam w stanie ujrzeć smukłą sylwetkę Louisa samotnie przemierzającego pogrążoną w mroku ulicę. Bolało mnie, ale nie był to ból fizyczny. Czułam w sercu coś w rodzaju pustki. ‘A więc tak mu było przyjemnie po Twoim dramatycznym odejściu.’ Gęste, słone krople spływały mi po policzkach, czy tak musi się kończyć każdy nasz wspólny wieczór? ‘Czy to możliwe żebyś coś do niego czuła? Ty, Brooke Parker, która dobieranie sobie nieodpowiednich partnerów opanowała do perfekcji? To oznacza, że wszystkiego teraz będzie więcej- więcej smutku, więcej łez, więcej cierpienia….’
‘…więcej miłości?’
**********************************************************************************
Ta, więc, pisałam ten rozdział i pisałam i nie mogłam skończyć...mam nadzieję, że efekt wyszedł lepszy niż mi się wydaje.
Dziękuję wszystkim, którym to opowiadanie się podoba, to dla mnie naprawdę dużo znaczy.<3
Dziękuję Nadii, która zawsze daje mi do sprawdzenia wypracowania i uważa mnie za 'kogoś kto się zna'. Haha, ja? Kocham Cię frikudzie jeden
Dziękuję też Messy. W sumie to dzięki Tobie jeszcze chce mi się to pisać

 Mam jeszcze malutką prośbę...Jeżeli to czytacie i wam się podoba to follownijcie mnie na twitterze (@withoutascrip). Co to tam dla was, tylko kliknięcie ^ ^

A teraz Arrivederci, idę czekać na 1D na festiwalu we Włoszech. Słuchanie ludzi, których nie znam i którzy mówią w języku, którego nie rozumiem żeby zobaczyć 5 chłopców, którzy będą tam przez jakieś 5 minut...to się nazywa poświęcenie ;) 

5 komentarzy:

  1. Fajne, fajne.
    Podoba mi się tylko nie wiem o co mu chodziło, xd
    Czekam na kolejny!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie wiem o co mu chodziło...
    Ale czekam na kolejny... Bedzie jutro ? ; D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, no co Ty, nie zdążę. Postaram się dodać jak najszybciej i rozwiać Wasze wątpliwości, ale jest jeszcze szkoła...w ferie dodawałam częściej, ale teraz trochę brakuje mi czasu.

      Usuń
  3. Świeeetny jak zawsze . :D
    No niee ta końcówka była baardzo ciekawa . hah .
    Czekam z niecierpliwością na następny . <3
    @AnneHaligh

    OdpowiedzUsuń
  4. Absolutnie świetny.
    Końcówka mi się najbardziej podobała (:
    Nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń